Z czym kojarzy się w naszej świadomości słowo “miasto”? Z wielopiętrowymi budynkami, olbrzymimi przedsiębiorstwami, tysiącami aut na ulicach. Ale nie tylko. Słowo „miasto” oznacza też pewne standardy życiowe, spośród których nie ostatnie miejsce zajmują gorący przyrznic i łazienka.

Ale tak było daleko nie zawsze. W miastach średniowiecznych wodę i do picia, i do prania brano w pobliskiej rzece, a ustępy, także jak i dzisiaj na wsi, mieścili się wprost za domem. Z tego powodu prawdziwą plaga starych miast były epidemie chorób zakaźnych. Późnośredniowieczne Grodno z jego niewielką 5-tysięczną ludnością wielkie epidemie omijały nie tylko zawdzięczając opatrzności Bożej, ale i dzięki przedsiębiorczości mieszkańców miasta. W 1629 roku burmistrz miasta Hanus Fandeberek zafundował w Grodnie budowę jednego z pierwszych wodociągów w Wielkim Księstwie Litewskim. Woda do tego wodociągu była podawana z Horodniczanki przy pomocy specjalnego koła do drewnianego rezerwuaru, który znajdował się gdzieś niedaleko synagogi. Od rezerwuaru rurami woda ciekła na Rynek miasta i na Stary Zamek. Ten wodociąg funkcjonował co najmniej do końca XVIII wieku i jego pozostałości do dnia dzisiejszego czekają na swoich odkrywców w warstwach archeologicznych starego Grodna. Ale jeszcze w 1931 roku w czasie prac ziemnych przy ulicy Krzywej (teraz rejon ulicy Wielkiej Trojeckiej w pobliżu głównej synagogi) wykopano kilka drewnianych rur, które ówczesny dyrektor Muzeum Państwowego Józef Jodkowski skojarzył ze starym wodociągiem. Przedstawić sobie technologie produkowania tych rur możemy, jeśli zajrzymy do jednego z siedemnastowiecznych inwentarzy Zamku Królewskiego w Grodnie. Wzmiankowane w nim są „dwa świdry żelazne wielkie do kręcenia rur”. Akurat przy pomocy tych świdrów wykręcano rdzeń pnia drzewa, a oddzielne pnie zamontowywano pomiędzy sobą przy pomocy metalicznego sprzędła. Bez żadnego wątpienia pierwszy wodociąg siedemnastowiecznego Grodna był przedmiotem wielkiego honoru mieszczan.

 

Drewniane rury wodociągu Grodna z XVII wieku, odszukane w roku 1931 przy ulicy Krzywej.
Drewniane rury wodociągu Grodna z XVII wieku, odszukane w roku 1931 przy ulicy Krzywej.


Pod koniec XIX wieku już mało kto w Grodnie pamiętał o starym wodociągu, a zapotrzebowanie na wodę w przeszło czterdziestotysięcznym mieście z poważnym przemysłem było bardzo wielkie. W roku 1876 było utworzone Grodzieńskie Towarzystwo Wodnego Zabezpieczenia pod kierownictwem inżyniera Michała Ałtuchowa, które w następnym roku zaczęło w mieście budownictwo współczesnego wodociągu. Najważniejszym momentem tej pracy stało powstanie dwóch wież wodociągowych, które spośród grodnian otrzymali imienia „Kasia” i „Basia”. Wieży wodociągowe wybudowano pod koniec XIX stulecia w jednym z najwyższych miejsc miasta, przy tak zwanym Kurhanie i już przed Pierwszą Wojną Światową całe centrum miasta było zabezpieczono czystą wodą, bezpośredni dostęp do której gwarantowała specjalna służba. Wodę sprawdzano dwa razy rocznie na zarazki chorobotwórcze, a spożycie wody składało 30–40 litrów dziennie na głowę (dla porównania dzisiaj limit spożywania wody składa 140 litrów).

 

 

Wieży wodociągowe „Kasia” i „Basia”.
Wieży wodociągowe „Kasia” i „Basia”.


Jednak i w czasach międzywojennych bardzo dużo mieszkańców miasta, zwłaszcza tych, które mieszkali na przedmieściach, nadal brało wodę w zwykłych kopanych i wierconych studniach. W roku 1935 korespondent grodzieńskiego „Kuriera Codziennego” pisał: „Idąc w pogodny dzień ulicą Juryzdyką, często można spotkać kobiety, czerpiące wiadrami wodę wprost z Horodniczanki. Ładny ten potok, wijący się przez miasto, przed ujściem do Niemna jest już właściwie brudnym, cuchnącym rynsztokiem”.

 

Nakrycia studni rewizyjnych kanalizacji miejskiej z lat 1930-ch.
Nakrycia studni rewizyjnych kanalizacji miejskiej z lat 1930-ch.


Problem zabrudzenia Horodniaczanki polegał na tym, że w Grodnie, w odróżnieniu od wodociągu, nigdy nie było kanalizacji i większość zawartości dołów ustępowych trafiało do tej rzeki. Część zawartości dołów ustępowych wywożono z miasta przy pomocy prywatnego taboru asenizacyjnego, najczęściej wielkich beczek, pomalowanych na niebiesko. Beczki te, także jak i brudna Horodniczanka, były prawdziwą odrazą miasta i grodnianie, widząc, a raczej wyczuwając węchem, ich przybliżenie, chowali się po domach. Jeszcze na początku XX wieku powstał projekt skanalizowania Horodniczanki, zamknięcia rzeki w tunelu podziemnym. Nad rzeką planowano wybudować szeroki bulwar. W tych czasach skanalizowanie małych rzek w wielkich miastach było dość popularnym, do przykładu pod ziemią schowano Połtwę, jedyną rzekę, cieknącą przez Lwów. Nie ma wątpienia, że realizacja takiego projektu w Grodnie była by wielką stratą dla miasta. Horodniczanka na zawsze pozostała by rynsztokiem ściekowym a grodnianie zamiast ślicznej doliny w centrum otrzymali by tylko jeszcze jeden bulwar. Projekt ten, na szczęście, nigdy nie został zrealizowany, a kierownictwo miasta Grodna w połowie lat 1930-ch podjęło działania, które w gazetach tych czasów nazwano „generalną ofensywą na froncie kanalizacyjnym”.

 

Uroczysty początek budownictwa pierwszej w Grodnie studni rewizyjnej kanalizacji miejskiej. Maj 1935 roku.
Uroczysty początek budownictwa pierwszej w Grodnie studni rewizyjnej kanalizacji miejskiej. Maj 1935 roku.


Jeszcze w roku 1924 powstał plan założenia spółki akcyjnej, która zaczęła by szukać funduszy na budownictwo kanalizacji. Przedsiębiorstwo jednak okazało się zbyt drogie i tylko po dziesięciu latach Magistrat Grodna uzyskał środki na realizacje swoich ambitnych planów. Początkowo zamierzano skanalizować ulice Orzeszkowej, Dominikańską, Napoleońską i Bośniacką (teraz ulice Sowiecka, Karbyszewa i Socjalistyczna). A pod ulicami Wileńską i Juryzdyką powinien był powstać wielki kolektor kanalizacyjny do którego zamiast Horodniczanki zbierano by ścieki.
Wiosną 1935 roku oświecono pierwszą studnie rewizyjną i prace ruszyli do przodu. Ciekawe, że początek prac był oznakowany sensacją – przy ulicach Witoldowej i Bośniackiej odnaleziono kości mamuta, które po odpowiednim zbadaniu rozmieszczono w Muzeum Przyrodniczym. Jednak przedsiębiorstwo łatwiej okazało się zacząć niż doprowadzić do końca. O ile pracy prowadzili bezrobotni z giełdy pracy, które nie mieli osobliwej ochoty do kopania ziemi, często dochodziło do wypadków. Bezrobotni kopali ziemie żółwim tempem, strajkowali. Najwięcej problemów dla miasta dostarczało budownictwo na skrzyżowaniu ulic Dominikańskiej i Orzeszkowej. Brud z porozkopywanych ulic zalewał nisko położone mieszkania, jezdnia była zawalona piaskiem i brukiem, a na chodnikach leżały rury. Latem 1935 roku w ogóle doszło do przebicia rury wodociągowej i dwie ulicy pozostały bez wody.

 

Pojenie konia z kolonki na Placu Batorego. Około 1920 r.
Pojenie konia z kolonki na Placu Batorego. Około 1920 r.


Pod budynkiem magistratu stały delegacje rozwścieklonych mieszczan, a kierownictwo miasta otrzymało jeszcze jeden problem – dla budownictwa kolektora trzeba było zrujnować co najmniej dwadzieścia domów w dolinie Horodniczanki na co nie stawało pieniędzy.
W rezultacie interwencji wiceprezydenta miasta Romana Sawickiego sytuacja z budownictwem kanalizacji znacznie się polepszyła. Tempo prac na rogu Dominikańskiej i Orzeszkowej przyśpieszono, kolektor był w terminie ukończony. Przed początkiem Drugiej Wojny Światowej Grodno mogło już się pochwalić sprawnie działającą kanalizacją.
Z połowy lat 30-ch XX st. do dni dzisiejszych na ulicach Grodna pozostali nakrycia studni rewizyjnych kanalizacji miejskiej z napisami „Rzuców”, „Huta Stąporków”, „Herzfeld&Victorius Grudziądz”. Najwięcej nakryć ma napis „ZMG”, co mogło oznaczać „Zakłady Mechaniczne Grodna”. Niestety tych starych nakryć, także jak i krawężników z napisem „Magistrat miasta Grodna” i starego bruku na ulicach naszego miasta staje się co raz mniej. I to bardzo szkoda, o ile do dnia dzisiejszego pozostają oni jedynymi pomnikami ku czci tych, kto budował domy, brukował ulice i w tym zabezpieczał nasze miasto świeżą pitną wodą.

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież

Scroll to top