Eliza z Pawłowskich Orzeszkowa przyszła na świat 6 czerwca 1841 roku w rodzinnym majątku Milkowszczyzna koło Grodna. Ojciec Benedykt Pawłowski, wolterianin, członek czynny i "mówca" grodzieńskiej loży masońskiej "Przyjaciele Ludzkości", był zamożnym ziemianinem o wykształceniu prawniczym.

Posiadał szerokie zainteresowania intelektualne, zebrał w swym domu bogatą galerię obrazów oraz obszerną bibliotekę liczącą kilka tysięcy tomów. Niestety zmarł w 1843 r., gdy E. Orzeszkowa miała zaledwie dwa lata. Matka Franciszka z Kamieńskich, w 1849 roku, w sześć lat po śmierci męża ponownie wyszła za mąż, a wychowaniem małej Elizy zajęła się babka, Elżbieta Kamieńska. W 1851 roku, po śmierci jedynej siostry Klementyny, babka umieściła E. Orzeszkową na pensji Sakramentek w Warszawie, gdzie przebywała do 1857 r. Tu poznała i zaprzyjaźniła się z Marią Wasiłowską, późniejszą Konopnicką.

 

Łunno


Po skończeniu pensji w 1858, została rychło wydana za mąż za Piotra Orzeszkę, krewnego jej ojczyma. Zamieszkała w Ludwinowie koło Kobrynia na Polesiu, gdzie utworzyła, wraz z młodszym bratem męża Florentym Orzeszko, szkółkę dla dwadzieściorga dzieci wiejskich. Brała żywy udział w dyskusjach komitetów ziemiańskich, powołanych przez władze rosyjskie w celu zaplanowania reform społeczno-ekonomicznych na wsi. Społecznikowskie skłonności były jednym z powodów niezgody z mężem. Małżeństwo nie było udane, w 1862 roku opuściła męża i wyjechała do Warszawy.

Na okres powstania styczniowego powróciła do Ludwinowa, by prowadzić działalność pomocniczą na rzecz powstańców, m.in. zorganizowała we dworze szpital polowy. W okresie między 25 W, a 23 WI 1863 r. gościła w Ludwinowie Romualda Traugutta, którego następnie w drugiej połowie lipca odwiozła we własnej karecie do granic Królestwa. Z tego powodu Piotr Orzeszko został aresztowany jesienią 1863 r., a w marcu 1865 zesłany do guberni permskiej. Po powstaniu E.Orzeszkowa musiała sprzedać Ludwinów i powróciła do rodzinnej Milkowszczyzny, gdzie podobnie jak w Ludwinowie, otworzyła szkółkę dla wiejskich dzieci. Od tego momentu datowane są jej pierwsze zachowane utwory literackie.

 

Pani Eliza

 


Od jesieni 1869 Eliza Orzeszkowa mieszka w Grodnie. Minęło 5 lat od zdeptania, rozstrzelania Powstania.Była w środku wydarzeń, wszystko przeżyła osobiście. Uratowała Traugutta.

"Powstanie tu było zaciętsze, upartsze niż w Królestwie. Najmężniejsi, naiszliahetniesi, najgoręcej miłujący zginęli od kuli, od zsyłki, a następnie wychowywali  dzieci pod czarnymi skszydłami terroru,  w trwodze, w gryzącej trosce, w upokorzeniu, w zwątpieniu (...).Kraj nasz zaległa głucha i ciemna noc ... przeżyłam  noc tę w miejscu, gdzie była ona najdługsza i najciemniejsza”.
 
Tym głuchszą ,  ciemniejszą, że wokół panoszył się, „jeżdził szumnie, grał, śpiewał, tańczył łokciami nas spychał”, „błyszczący, tańczący, tryumfujący”- „świat rosyjszczyzny”.

 Do ostatniej czwili pozostała wierna pamięci powstańców. „ Nigdy zupełnie nie  traciłam ich z pamięci, z myśli  pełnej czci,   z serca pełnego żałości”- powie pod  koniec życia.

W 1869 r. E. Orzeszkowa zmuszona do sprzedaży Milkowszczizny. Kiedy księgarnia w Wilnie, którą finansowała, została zamknięta, ,  skazana pozostała na 5 lat  internowania w Grodnie pod nadzorem policji z obowiązkiem meldowania się co tydzień.  Nie upadła na kolana, ale stworzyła nie tylko wielkie dzieła literackie , ale także  wielki patriotyczny czyn, który powinien służyć za wzór dla podobnych działań: "(...) przeżyłam dziesięciu jenierał-gubernatorów tuż pod okiem  prowadzac dom głośnopolski i nigdy, wżadnej okazji jednego słowa po rosyjsku nie wymówiwszy”...

 Zakaz używania języka polskiego obowiązywał od roku 1865."Były tu: krew, żałoby, zgliszcza, ruiny istnień i majątków- pisze Orzeszkowawa. Młodzież rosła „pod czarnymi skrzydłami terroru (...).  Ci, którzy nie wyjeżdżali na uniwersytety rosyjskie, ubożsi albo mniej zdolni, obsiadali najniższe, najlichsze urzędy biurowe- i pod ciągłą grożbą utracenia kawałka nędznego  czleba, w otoczeniu  kolegów i zwierzchników Rosjan strzegli się jak ognia wszelkiego przypomnienia o swej polskości ".

„U nas nic nowego. Żyjemy zawsze jak krety, pod ziemią, w ciemności i ciszy”.

„Ani towarzystwa, ani zebrań, ani sztuki polskiej...ani teatrów, ani obrazów...tylko cztery sciany i parę osób domowych-przez szeregi długich wieczorów zimowych, dwie świece na biurku, książka i pióro. Ani rodziny, ani świata (...)”-wizerunek żucia w Grodnie w listach Elizy Orzeszkowawej.

Bez względu na to „Trwałam jak skała. Nie chciałam opuścić placówki straconej”.

Od wydania "Marty" (1883), „Meira Ezofowicza” (1879)- jest sławna. Odbiera dziesiątki listów, wizyt, słów podziękowania. „(...)najwyżej Jak tylko zdołałam i najśmielej-wznosiłam sztandar polskiego słowa, tam, gdzie ono najstróższymi rozkazami zmuszone było do milczenia”.

 "Będo pewno w przyszłości czyny świetniejsze  , dzieła potężniejsze, postępy większe-lecz żeśmy spełniali robote najcięższą i żeśmy byli pracownikami najsmutniejszymi ze smutnych, tego nam chyba przyszłość jeszcze nie zaprzeczy" – wierzyła.

 


Dom Orzeszkowawej stał przy ulicy Murawiewskiej. Kiedyś nosiła imię Roskosz od nazwy wesołej restauracii. Potym nazwano ją  na uznanie Michała Murawiewa, którego sama  carowa prosiłała we łzach, by ratował Litwę w 1863 roku i o którym  car Aleksandr II pisał do swego brata :" nigdy nie miałem dlań wielkiej sympatji”. Od Styczniowego  Powstania nazywano go pośrud ludu Wieszaciel.  W dworku pani Elizy przy ulicy Murawiewskiej (od lat międzywojennych do dziś ulica nosi imię Elizy Orzeszkowej) działał od 1894 roku tajny uniwersytet. Nauczała: „Nie powinni opuszczać kresów ci, kturych Bóg tam postawił i los”. „W tym życiu ciemnym, jak szum boru  w noc listopadową , płyneło hasło:» Wierność i wytrwanie»”-tak scharakteryzuje tamte czasy.

Pisze. W swoich utworach „ W zimowy wieczór” (1887),  „Dziordowie” (1884), „Niziny” (1883)  „Cham” (1888), który w wersji pierwotnej miał nosić tytuł „Rybak Nadniemeński” opisuję życie liudzi Nadniemeńskiego kraju. Skąd czerpała materiał do swoich nowel, do swej epopei?

Mieszkając, w Grodnie Orzeszkowa wyjeżdżała na kilkumiesięczne wakacje do pobliskich wsi: w latach 1878-1896 do: Kwasówki, Swisłoczy, Miniewicz, Poniemuni; w latach 1898-1902 do: Białowieży, Putryszek, Łunna. Ale czy można nazwać to wakacje. Zbierała materiały do swoich prac jak prawdziwy reporter. Aby wyjechać do  Łunnej lub innej wsi, Eliza Orzeszkowawa, objęta nadzorem żandarmów w niebieskich mundurach,  musi ubiegać się o zezwolenie gubernatora. Na wyjazd  do Warszawy musi dać zgodę  minister. Wyrywa się spod nadzoru nad Niemen.
 „Wiejski kąt, czoć najęty, milszym mi  jest dlatego od tego  miasta, w którym osadziły mię losy (...), brak umysłowego i artystycznego użycia tu wynagradza się ciszą, spokojem, a nade   wszystko naturą  bo nie potrzebując nawet wychylać się przez okno z głębi  pokoiku mego widzę Niemen i za Nienem bór  sosnowy”.

 

 

 


          To pierwsze wakacje w Miniewiczah. Lato i jesień 1881 roku. Eliza Orzeszkowa ma czterdzieście lat. Bardzo ładne duże czarne oczy. Ma za sobą nieudane małżeństwo, upadek rodowego majątku śmierć matki, która nigdy jej nie  rozumiała,  rozstanie z ukochanym.

…”23 WIII 1882 . Miniewicze.
(...) żyję w Miniewiczah, które pod względem zdrowia służą mi wybornie. Od dawna już nie czułam się  tak zdrowa, jak tego lata. Przyczynia się pewnie do tego prawdziwie południowy klimat,   który w tym roku zapanował u nas. Aż do dnia dzisiejszego mieliśmy dnie upalne a wieczory ciepłe, ciche, gwieżdziste, śliczne".
Dworek  w Miniewiczach, jakby zawieszony nad brzegiem Niemna, tuż  obok  szlacheckiego zaścianka Bohatyrowicze jest bardzo skromny, szary i mały. Poprzedni spalony przez pożar w 1863 roku. Właściciel Jan Kamieński, dziedzic Miniewicz i naczelnik cywilny powiatu Grodzieńskiego w Powstaniu Styczniowym, pierwowzur Andrzeja Korczyńskiego z powieści „Nad Niemnem” przepadł gdzieś na Syberii.

Do wynajętej oficynki, która ocalała z pożogi, od1881 do 1889 roku każdego lata, czasem już od maja do października  przyjeżdża Eliza Orzeszkowa.

"3 września 1883, Miniewicze.
(...) przypatrzyłam się też pilnie i z bliska szlachcie zagrodowej.Stąd liczne znajomości i nawet przyjaźnie z tymi sympatycznymi ludźmi. Kiedyś napiszę  może o nich pare noweli”.

 

Łoża Orzeszkowej w kościele w Łunnie


Spełniła swoją obietnicę i jak: "(...) i poemat "Pan Tadeusz" i powieść "Nad Niemnem” i poemat „Nowa Ziemia "jest niezwykle szeroki panoramiczny obraz życia, w rzeczywistości, w jednym i tym samym Nadniemeńskim kraju", pisze Wladimir Kazbiaruk w przemówieniu do białoruskiego tłumachenia" Nad Niemnen "z serii" Skarby literatury światowej”.  Francisek Boguszewicz, powstaniec z 1863 roku, autor nieśmiertelnych słów: "Nie zostawiajcie język ojczysty, aby nie zmarli”, przyjaciel Elizy Orzeszkowej, pierwszy z  pisarzy białoruskich prawidłowo ocenił wartość jej pracy i nazwał ją " królową polskiej prozy i męczącej prawdy  ".Poświęcił dla niej  wiersz „Jaśnowielmożnej Pani Orzeszkowej”:


(Tłumaczył z białoruskiego L. Karpowicz). Poznawanie wszelkich aspektów życia ludzi Eliza Orzeszkowa  porównuje z wybieraniem garśći nasion konopli z beczki maku.

„ 3 sierpnia 1884
Mieszkam teraz w wiejskiej chacie nad samym Niemnem wśród okolicy smutnej  trochę, ale pięknej. Pisze tego lata dość wiele, ale nic prawie nie czytam, bo (…) włóczę się po polach i sąsiednich wioskach. Jakie tu są wysoce ciekawe różne grupy ludowe!”

 

Kościoł w Łunnie


Ona mogła dostać się do serca, tajemnic, dramatu, odzyskać zaufanie. "Lud w tych okolicach  (nie muwjąc już o szlachcie  zagrodowej, która pod względem towarzyskim bardzo jest uobyczajona) posiada obejście się łagodne i ggrzeczne, nieznajomych  nawet wita po staroświecku, słowami  " Niech będzie pochwalony! " i gościnnie ich, gdy tego potrzeba wypadnie, w chatach swych przyjmuje”-  daje takiej oceny w " Wiśle "
Niezwykłe "znawstwo państwa roślinnego” spotykała Orzeszkowa wśród nadniemeńskiego ludu: (...)śmiało twierdzić  można, iż od  najwyższego  drzewa do najmniejszej  trawki, z tej samej, co on ziemi wyrastającej, nie ma rośliny, która by w jego mowie nie posiadała  nazwy".

Zainteresowania przyrodnicze Elizy Orzeszkowawej są mało znane. A czym były w jej życiu? Świadczy o tym napisany w 1909 roku cytat : "... i myśl moja wędrowała długo po tych łąkach i lasach. Wyszukiwałam rośliny, przyglądałam się ich wzrostowi, kwitnieniu i życiu. Zrywałam, porządkowałam w zielniku, i to było po pisaniu drugim w życiu moim szczęściem" (Jankowski E. 1988 str. 281).

Dzięki ludowym lekarkom i swojej pasji zaczęła Pani Eliza zgłębiać trudne arkana wiedzy zielarskiej. Z wdzięcznością wymienia je w swoich publikacjach; a mianowicie Lucię ze wsi Hledowicze, Hanulkę i Marynię Karasiową ze wsi Poniżany.
W wymienionych miejscowościach zbierała rośliny lecznicze. Stąd pochodziły eksponaty bogatego zielnika nadniemeńskiej flory.

Oto kilka wybranych cytatów z bogatej korespondencji adresowanej do Jana Karłowicza "...Dumną się czuję, że Szanownemu Panu podobały się moje kwiatki do papieru pouczepiane ... ...pokochałam te kwiaty ... w wolnych chwilach wyrabiam sobie z nich różne cacka: albumy, zakładki do książek ... zasuszam kwiaty, liście, trawy w ten sposób, aby jak najmniej swojej barwy straciły ... naklejam je na kolorowych kartonach i jedwabnych materiałach z których tworzą się albumy, stoliczki i tace pod szkła..."

 

 


Orzeszkowawa nadsyłała swoje artykuły o lekarskich właściwościach roslin do "Wisły" w latach 1888-1891 pod wspólnym tytułem "Ludzie i kwiaty nad Niemnem".

Zielnik Pani Elizy przetrwał do naszych czasów. Udało się ustalić iż poszczególne albumy znajdują się w trzech miejscach: w Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza, w Archiwum PAN w Warszawie oraz w Ossolineum we Wrocławiu. O obecności albumów Zielnika w Muzeum Literatury w Warszawie oraz w Ossolineum we Wrocławiu podaje Ewa Kamińska (Kamińska E., 1986).

 Eliza Orzeszkowa w sposób najciekawszy opisała obyczaje ludu nadniemeńskiego, jego wierzenia, oraz przysłowia stanowiące obraz mądrości ludowej, a będące często wynikiem wnikliwej obserwacji otaczającego świata.

Oto przygotowania bohatyrowickiej szlachty  do uroczystości rospoczęcia żniw "Dziewczęta strolą się w nowe wchodzą  kaftany i kwiaty, młodzież  męska przywdziewa śnieżnej białości koszule,  ciemne spodnie i starannie oczyszczone obuwie".

„29 września 1883
Zwielką chencią przependziłabym tu jeszcze z miesiąc (...). W czarne jesienne noce płynacy prawie pod oknami Niemen przerzyna ciemność srebrnawą wstengą, a na nim rybacy rozpalają w czolnach wielkie ognie (...). We dnie zaniemeński las ciho stoi spowity w deszczowej mgle, tratwy suną zwolna na omglonym zwierciadle rzeki (...), na szerokich ogołoconych polach grają przeciągle pastusze surmy”.

  „1/14?/1902. Łunna. Mija lato bez światła i bez ciepła, chmurne, zimne, zaplakane ... Przeszkadza to ogromnie do swobodnego rospatszywania się w naturze i do wzmacniania sił wszechstronnych na długą i martwą zimę.. Pomimo to bywają momenty  piękne, w których można patrzeć na łany zbóż i grupy drzew  na łąkach, a zawsze jest tu ta przedziwna cisza wiejska, w której  żaden ze składników miejskiego  życia zastąpić i wynagrodzić nie może. Łunna jest  wsią  bez szczegulnej malowniczości, ale ma piękne pola,  piękny ogród prawdziwie wspaniałe, piękne łąki, stare zadrzewienie dworu. Są tu szczególniej akacje tak potężne, jakich, w klimacie naszym nie widziałem nigdy i bardzo piękne, odwieczne  lipy.Wszystko to, pomimo deszczów i chłodów, w momentach rozpogodzeń się nieba sprawia mi wiele przyjemności…  Co do ludzi, to oprócz właścicieli domu, w której z Marynią Obrębską przebywamy, mamy bliską sąsiadkę, właścicielkę Łunny, panią Remerową, dosyć młodą jeszcze, miłą  i smutną , z którą nawiązaliśmy stosunek uprzejmy i przyjemny. Jest smutna, bo przed dwoma niespełna laty  straciła  w  jednym roku  męża i dorostającego syna, a drugi syn mały zagrożony jest suchotami, które zabiły tamtego. Sama  czora, samotna, łagodna i prosta, ma pani Romeraowa w sobie coś rozrzewniającego i samą dolą swą pociągającego. Mamy też  tu  proboszcza, mało wykształconego, ale niezmiernie zacnego człowieka, agromnie oddanego wokół pracy oświecenia i umoralnienia ludu i doktora,  który co chwila pszywodzi mi na pamięć Balzakowskiego "Medicin de willage". Zreszta, oprócz tych kilku osób nie widuję nikogo” – tak obszerniej napisała  Eliza Orzeszkowa o naszym miasteczku w liście, skierowanym do Konstantego Skirmunta.(E. Orzeszkowawa. Listy zebrane. Tom 9, s.265).

      Eliza Orzeszkowa przebywała w Łunnie w czaszie wakacij od dnia 2 lipca do 24 sierpnia 1902 r. Pisala stąd do Tadeusza Garbowskiego pocztówkę: „4.WII.1902 r. Znad Niemna błękitnego, z dworku cihego, z cienia białych akacij, które śniegiem kwitną, pozdrowienia i podziękowania za kartkę przesylam. Wieści nowych i rękopisu oczekuję. O życzliwa pamięc prosze”.(E. Orzeszkowawa. Listy zebrane. Tom 3, s.188)
„13 WIII 1902, Łunna (Grodno)
Spieszę przesłać słowa najżywszego współczucia dla ciężkiego zmartwienia Pana . Oby co najrychlej zmieniło się w radość z wyzdrowienia szanownej chorej! Moje zdrowie złym nie jest; za 2 tygodnie wieś opuszczam. Niech mi Pan prześle słówko o zwrocie rzeczy tak niezmiernie Pana, a mnie serdecznie obchodzącej; proszę o to bardzo. W jakim piśmie znalazł Pan wzmiankę o nas?
Szczerze przyjazna
El. Orz.”

 



Oto tajemnica do rozwiazania: w którym to domku mieszkała Pani Eliza w czasie pobytu w Łunnie? Może jeszcze jest żywy?

„Jest blisko kościółek niewielki, ładnie zbudowany i gustownie urządzony, który każdego ranka, południa i wieczorem prześlicznie dzwoni anioł Pański. Nie umiem opowiedzieć, jak dziwne wrażenia sprawia na mnie odgłos tego dzwonu. Coś, jakby wołanie ku górze, jakby  rozsypujące się w powietrzu tony muzyczne. Po raz pirwszy przyszlo mi też na myśl, jak pięknym i głębokim jest zwyczaj kościelny”.

„29 WII 1902, adr[es] grodzieński
Drogi Panie
Za pamięć bardzo dziękuję. Jest mi na wsi wybornie pomimo panujących tu wyjątkowych niepogód. Mam tu mnóstwo przepysznych drzew, niezliczone chóry ptasie i kościółek wiejski, piękny jak cacko z epoki renesansu, a co wieczór prześlicznie grający na Anioł Pański. Niech mi Pan napisze, kiedy choć w przybliżeniu otrzymam końcowe rozdz[iały] Astr? Muszę porozumieć się o tym z redakc[ją] Bibl[ioteki] Warsz[awskiej],
Najżyczliwsze ukłony przesyłam.
El. Orz.”

 W tym kościółku , który jest „piękny jak cacko z epoki renesansu”  oglądamy w bocznej nawie piękny, bogato zdobiony obraz Matki Boskiej z Dzieciątkiem w srebrnej sukience.

Ludzka pamięć przekazuje legendę, jakoby przed tym ołtarzem brali ślub pierwsi Bohatyrewicze.. Wzmianka o nim znajduje się też w „Nad Niemnem”, kiedy kobiety wyśmiewają nazbyt ozdobny strój Jadwiśki Domuntówny: Jezu! Otóż śliczne róże na tym wachlarzu! A te złotne liście zupełnie takie, Jak w Łunnie u Matki Boskiej na ołtarzu...

Obraz ten prawdopodobnie jest starszy za kościół fundowany przez królową Bone i pochodzi z wczesniejszego kościoła, o którym nic nie wiadomo. A na ołtarz z tym obrazem fundowała środki Eliza Orzeszkowa. Jest tu po lewej stronie i loża Pani Orzeszkowej, tak nazwana,  bo tam zajmowała miejsce ona w czsie kościelnej służby.
   
    W zimie 1906 zaczeła pisać cykl pawstańczych impresij  "Gloria wictis" (Chwała pokonanym "). Osobiste post scriptum do "Nad Niemnem”. Epitafium dla "stron, ludzi, ich słów i czynów” roku 1863. Pisała o tych najbardziej cenionych.

Rosijskiemu  caratu było zamało zdzieków, które tworzono Elizie Orzeszkowej prazy życiu. Mścili się po śmierci.
W grudniu 1911 roku w Wilnieńskiej sądowej pałacie rozpochął się proces nad jej książką. Wyrok był śmiertelny. Ale 20 książek "Gloria wictis", które byli w księgarnie nie zostali wyprzedane natychmiast.

    Niema już folwarku w Bohatyrowiczach – ten, do którego przyjeżdżała Eliza Orzeszkowawa, spłonął podczas I wojny światowej. Zostały fundamenty i ławeczka między dwoma klonami, gdzie pisarka lubiła przesiadywać, przypatrując się ze stromego brzegu nurtowi Niemna i rybakom na dłubanych czółnach. Nie ma tutaj już ani Strzałkowskich, ani Kamieńskich.

    Pod koniec 2005 r. w Bohatyrowiczach mieszkało już tylko 5 osób – starych i porzuconych. Sami wybrali taki los, bo cóż oni mogą zrobić z dala od swojej ziemi. Autobus i autoławka (sklep w samochodzie) przyjeżdżają tutaj raz na tydzień. Po Strzałkowskich został niewielki dom murowany z pęknięciem przez całą ścianę. Wiatr hula w pustych, zniszczonych pokojach. Były dwór Kamieńskich-Korczyńskich to już tylko fundamenty i kamienna oficyna o ładnych sklepieniach, wynajmowana w lecie wycieczkowiczom. Ściany jeszcze stoją – mają dobry dach. Drewniany dom popada w ruinę. Któż ocali te miejsca? Któż tchnie w nie życie?

Już w Łunnie niema palacu  Romerów, nima cudownych akacji i wiekowych lip, o których pisała Pani Eliza.Kolejne zniszczono w 2009 roku.

 Ale pozostał „kościółek wiejski, piękny jak cacko z epoki renesansu”, odnowiony „zwyczaj kościelny” dzwonić na Anioł Pański,-„ jakby wołanie ku górze, jakby  rozsypujące się w powietrzu tony muzyczne”.


 Pozostała pamięć o walecznym powstańcu i wielkiej pisarce, zaczarowanej w piękno naszego kraju i rzeką ludskiego życia w Miniewiczach, Bohaterewiczach, Łunnie...

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież

Scroll to top