Czytacz ma do dyspozycji opracowanie białoruskiego historyka zamieszkałego w Krakowie Jurego Hardziejeva w sprawie „rekonstrukcji” Grodna, którą on wysłał do redakcji różnych polskich gazet.

Miasto

Moje refleksje będą dotyczyły mojej małej Ojczyzny, nadniemieńskiego Grodna. Zdaje sobie sprawę z tego, że to, co teraz powiem jest banalne. Grodno jest pięknym miastem. Mimo że nie ma ani Akropolisu, ani Luwru, ani Koloseum. Jak każde miasto posiada właściwy sobie urok. Więc takim właśnie jest.

O Grodnie można opowiadać dużo i barwnie. O przywiązaniu do grodzieńskiego Starego zamku Kazimierza Jagiellończyka i Stefana Batorego, ktorzy tu dokonali żywota. O epoce oświecenia i reformatorskich wizjach starosty grodzieńskiego Antoniego Tyzenhauza, zaprzyjaźnionego ze Stanisławem Augustem. Z miastem los związał Elizę Orzeszkową i Zofię Nałkowską. W dawnych czasach Grodno pełniło funkcje miasta sejmowego. I nie tylko w okresie Rzeczypospolitej Obojga Narodow, ale i nieco wcześniej, w pierwszej połowie XVI w.

Rozpocznijmy nasze rozważania poprzez wędrowkę po mieście. Na zabudową grodzieńskiej starowki dominują sylwetki kościołow, przede wszystkim pobernardyńskiego i pojezuickiego (obecnej fary). Nad jednym z nadniemeńskich wzniesień goruje Stary zamek, ktory mimo licznych starań nie został odrestaurowany. A projekt odnowienia zamku i nadania mu renesansowego wygładu był opracowany i przedstawiony na początku lat 90 XX w. Nad Niemnem, na sąsiednim z zamkowym wzgorzu znajduje się wybudowana w XII w. malutka cerkiewka pod wezwaniem św. Borysa i Hleba, potocznie zwana cerkwią na Kołoży.

Nie mam zamiaru wymieniać wszystkich zabytkow i ich zawiłego losu. Zauważę jedynie, że przykład proby odnowienia Starego zamku Stefana Batorego, wzniesionego według projektu słynnego Santiego Gucciego, stanowi poniekąd wprowadzenie do przedmiotu moich uwag.

Oblicza miast w dawnych czasach, a chodzi mi o okres dawnej Rzeczypospolitej, dynamicznie się przeobrażały. W nowożytnym sejmowym Grodnie drewniana mieszczańska i żydowska zabudowa mieszała się ze szlacheckimi dworkami i pałacami magnaterii. Tu mieścił się dwor krolewski i tu licznie gromadzili się na sejmy oświeceni Sarmaci. W ostatnich latach rządow Augusta II powstała koncepcja budowy Nowego zamku, wzniesionego w latach 1737-1742. Autorem projektu byli sascy architekci Karol Friedrich Popelman i Johann Friedrich Knobel.

O tym, jak wyglądało miasto w XVIII w., w jednym ze szczytowych okresow swoich dziejow, można się dowiedzieć jedynie dzięki przekazom archiwalnym lub materiałom ikonograficznym. „Zawiniły” bowiem dwa pożary, ktore spustoszyły Grodno w 1753. Swoj obecny wygląd miasto „zawdzięcza” pożarowi z 1885 r. Po tych wydarzeniach niegdyś miasto sejmowe przeobraziło się w miasto żydowskich czynszowych kamienic. Odtąd przybrało eklektyczno-„secesujące” oblicze. I w takim wyglądzie przetrwało do drugiej wojny światowej.

W trakcie działań wojennych w 1944 r. uległy zniszczeniu kilka dzielnic ze zwartą zabudową, ograniczonych dawnym Rynkiem (w okresie międzywojennych plac Batorego), ulicą Mieszczańską (obecnie Batorego) i Mostową. Po wojnie ruiny rozebrano, a na ich miejsce utworzono skwer z fontanną.

Za jedną z najbardziej bolesnych strat należy uznać częściowe zniszczenie zabudowy dawnego grodzieńskiego Rynku (obecnie plac Sowiecki) - pałacu Radziwiłłow, licznych mieszczańskich kamienic, a także dawnego grodzieńskiego ratusza. W tym czasie nie była to wprawdzie renesansowa budowla, gorująca nad „kamienicami z muru pruskiego” do połowy XVII w., lecz klasycystyczny gmach, pochodzący z końca XVIII w. Jego zniszczenie dawało nadzieje na odnowienie ratusza w pierwotnym wyglądzie. Pozwolę zauważyć, że w powojennej Polsce odnawiano historyczne centra leżących w gruzach Warszawy, Gdańska, Wrocławia, Poznania. Za ich odbudową przemawiał fakt wartości kulturowej tych zabytkowych zespołow. Z takim pojmowaniem sprawy można się spotkać w Grodnie, mieście, ktorego układ przestrzenny oraz architektoniczna panorama nie zostały dotkliwie naruszone.

Czy jest sens wymuszać na nowych miejskich władzach, ktorych z Grodnem nic oprocz stołkow nie łączy, eksponowanie poczucia lokalnego patriotyzmu czy posiadanie wiedzy historycznej na temat miasta?

Skończmy tą krotką romantyczną podroż w czasie i przejdźmy do konkretow.

Walka z zabytkami

Po drugiej wojnie światowej, w 1961 bez żadnego uzasadnienia (pomijając aspekt ideologiczno-ateistycznej propagandy) władze dopuściły się zniszczenia najstarszej katolickiej świątyni, potocznie zwaną w mieście jako fara Witoldowi (1961), oraz zespołu klasztoru bernardynek, na ktorej miejscu poźniej wzniesiono teatr. Kontynuującą tą „kulturalną tradycję”, zlikwidowano stary cmentarz żydowski (obecnie na tym miejscu mieści się stadion miejski i pałac lodowy) oraz cmentarz obok grodzieńskiej augsbursko-reformowanej świątyni. Władzy radzieckiej było na kim się wzorować. Wiernie kontynuowała niedokończony, zapoczątkowany jeszcze w XIX w., trud swoich poprzednikow. Przypomnę tylko, że w okresie zaborow z mapy miasta zniknęły barokowe kościoły karmelitow bosych i dominikanow.

Realizując własną wizję radzieckiej przyszłości miasta, w okresie breżniewskiego zastoju władze zabrały się za rujnowanie poszczegolnych kamienic i nawet całych dzielnic miejskich. W tak sposob w jedno- i dwupiętrową zabudowę udało się „wtopić” wielopiętrową plombę budynku Rady Wykonawczej obwodu grodzieńskiego. Jedyną „artystyczną formą”, ktora wybitnie pasowała do tego obiektu postępowej architektury socjalistycznej, był socrealistyczny pomnik towarzysza Lenina oraz schowany za jego plecami niemniej socrealistyczny wobec swoich form i treści budynek miejskiego komitetu partii i komsomołu. Ostatni zresztą niefortunnie szpeci dawną tyzenhauzowską Horodnicę z jej piętrową barokową zabudową.

W obronę zabytkow miasta wystąpił profesor Uniwersytetu w Grodnie, historyk i archeolog Michaś Tkaczou, a nieco poźniej, w drugiej połowie lat 80. klub inteligencji „Pachodnia”. Trzeba przyznać, że w tamtych czasach podobnie kroki, uznawane za donkichotowskie, stanowiły nie lada wezwanie władzom. Lecz kto wowczas miał bronić miasta: napływowa rosyjska administracja i inteligencja techniczna, białoruski chłop, pracujący w dużej fabryce, ktory przed paroma laty przeniosł się do miasta i przymusowo lub dobrowolnie był wciągany w orbitę wpływow kultury radzieckiej, wychowywany od okresu zaborow w licznych kompleksach „niższości” własnej kultury.

Jest to niepełna lista poczynań władz radzieckich, ktore ją miały na wieki unieśmiertelnić. Podobne przykłady martyrologii zabytkow miasta Grodna można mnożyć.

Nadzieje

Lata 90. XX w. wraz z niepodległością Białorusi przyniosły pewne, aczkolwiek iluzoryczne nadzieje na ruszenie z miejsca sprawy odnowienia starowki grodzieńskiej. Na przełomie lat 80. i 90. XX w. w grodzieńskiej Pracowni Konserwacji Zabytkow powstało kilkadziesiąt projektow restauracji i konserwacji obiektow zabytkowych, położonych przy głownych ulicach historycznego centrum. Sprawa wydawała się jasną. Dzięki pracom badawczym i restauracyjnym miasto przeobrazi się, powroci do swego tradycyjnego historycznie uwarunkowanego architektonicznego klimatu. Co w konsekwencji stanie magnesem dla turystow i pociągnie rozwoj infrastruktury miasta. W 1992 r. pracownia został rozwiązana.

W tym że roku sporządzono projekt rekonstrukcji grodzieńskiej starowki, ktory skierowano do UNESCO. Dbali o to owczesny mer miasta Siamion Domasz oraz jego zastępca Aleksander Milinkiewicz, obecny lider białoruskiej opozycji. Parę lat temu Grodno odwiedziła delegacja Komicji UNESCO. Coż, miasto może się pochwalić ponad 400 zabytkowymi obiektami, pochodzącymi przeważnie z okresu zaborow. Mimo prostoty form artystycznych zabudowa starowki wraz z ukształtowaną rzeźbą terenu tworzy niepowtarzalny klimat. Co szczegolnie wyrożnia Grodno na tle innych białoruskich miast, zabudowanych przeważnie po ostatniej wojnie według jednolitych planow. Według wicemera miasta Walentina Leonowa, znalezienie się grodzieńskiej starowki na liście UNESCO pozwoliłoby ożywić miasto, przyciągnąć inwestycje oraz turystow.

Wroćmy jednak do początku lat 90. XX w. Mimo zamrożenia ambitnych planow przywrocenia starowce pierwotnego wyglądu, do ich realizacji zamierzano powrocić w dalej lub niedalekiej przyszłości. W chwili obecnej muszę zmienić nieco ten optymistyczny akcent.

Nowa „miotła”

Po prezydenckich wyborach 1994 r. „elity rządzące” w rożnych regionach kraju na szczeblach miejskich i obwodowych zostały zmienione. Miejscową kadrę, myślącą inaczej, usunięto. Jej miejsce zajęli urzędnicy typu sowieckiego. Nowe władze, byli rejonowi (powiatowi) sekretarze partyjni, prezesi przedsiębiorstw rolniczych, oficerowie Armii Radzieckiej, częstokroć wywodzące się ze wschodu kraju, wylęgarni najbardziej oddanych pracownikow, mieli nieco inną „przeszłościową” wizję przyszłości kraju. Czy Grodno miało stanowić jakiś wyjątek?

W 2001 r. Grodno ogarnęła gorączka kadrowa. W 2001 r. merem miasta został Аleksander Antonienko, były pracownik miejskiego i obwodowego komitetu KPZR w latach 1986-1990. W 1999 r. w Grodnie pojawił się nowy wice-prezes wykonawczego komitetu obwodu grodzieńskiego (odpowiednik wicewojewody) Władimir Sawczenko, absolwent Białoruskiej Akademii Rolniczej, były prezes kołchozu, ktory w 2001 r. zajął fotel swego szefa. Nie mam zamiaru wymieniać jego dorobku, dodam jedynie o pewnym istotnym detalu, ktory przeświadczy o rozwoju miasta pod nowymi rządami. Nowy wojewoda z wykształcenia jest inżynierem zagospodarowania terenu.

Założę się, że Państwu nie sprawi żadnego kłopotu ustalenie regionu, z ktorego owi urzędnicy pochodzili. Słusznie! Mer i „gubernator” wywodzą się z obwodu mohylewskiego. Zresztą jestem daleki od złośliwego tonu. Nie można bowiem ich o to posądzać. Coż zawiniła Mohylewszczyzna. Liczą się bowiem czyny! Od tego momentu w dziejach miasta zaczęła się nowa ERA.

Dosyć często od osob zwiedzających Grodno, w tym i od moich polskich kolegow można usłyszeć słowa pochwały dla władz miasta. Ich zdaniem miasto jest zadbane, ulice czyste, a do tego na nowo wybrukowane. To prawda, w ostatnich latach nowa rządząca ekipa zaczęła w zastraszająco szybkim tempie zmieniać nawierzchnie chodnikow i jezdni, „betonując” wszystkie ulice starowki miejskiej, mimo że stare polskie chodniki z lat międzywojennych wyglądały nie najgorzej.

Ostatnim zakrojonym na szeroką skalę dziełem nowych władz było uporządkowanie ogrodu miejskiego, założonego w XVIII w. przez słynnego francuskiego botanika i profesora medycyny z Lyonu, założyciela Akademii Medycznej na Horodnicy Jeana Emmanuela Giliberta.

W dobie stanisławowskiej dzięki staraniom starosty grodzieńskiego i podskarbiego nadwornego litewskiego Antoniego Tyzenhauza, ktory ściągnął wspomnianego francuskiego naukowca, Horodnica przekształca się z cichego, śpiącego dworu krolewskiego o obliczu rolniczym w osadę przemysłowo-kulturalną z licznymi manufakturami, zakładami przemysłowymi, nowoczesnymi budynkami administracji ekonomicznej, w tym i barokowym pałacem podskarbiego, oraz domkami rzemieślnikow, teatrem i kapelą, szkołami i ogrodem botanicznym. Zabudowa Horodnicy jakby dopasowywała się do leniwo płynącej Horodniczanki. Ten malowniczy zakątek koryta Horodniczanki w XIX w. nazywano Szwajcarską doliną.

W XX w. świetności ogrodu położono kres. Podczas działań wojennych w okresie pierwszej wojny światowej zniszczone pałac Tyzenhauza, na ktorego miejscu po kolejnej wojnie utworzono zbiorowe cmentarzysko żołnierzy, zmarłych w Grodnie w 1944 r. i zbudowano pomnik żołnierzom Armii Radzieckiej.

Święto wyzwolenia

Był rok 2005. Zbliżała się okrągła rocznica zakończenia drugiej wojny światowej. Wspominany miejski ogrod, zarowno jak starowka miejska, dostąpiła zaszczytu kolejnego pomysłu „rekonstrukcji”. Nie trudno się domyślić, na czym skupiono działania. Na uporządkowaniu alejki, wiodącej do obelisku, wzniesionego ku czci żołnierzom Armii Radzieckiej. Prace te nie poprzedzono żadnymi badaniami archeologicznymi, nawet ich prowizorką, mimo że na Horodnicy stał drewniany krolewski dwor, ktory sięgał początkami czasow krolowej Bony, a także pałac zarządzającego ekonomiami krolewskimi na Litwie Antoniego Tyzenhauza. Nie wspomnę o przekopanych grobach żołnierzy. Cynizm i hipokryzja (zresztą, ostatnie w języku białoruskim brzmi wyjątkowo wymownie „krywadusznasć”).

Kolejnym elementem owej „rekonstrukcji” było odnowienie nawierzchni chodnikow w dawnym ogrodzie botanicznym. Legendarna kostka brukowa jako dominujący element zagospodarowania przestrzeni! Chodniki w dawnym ogrodzie poszerzono maksymalnie w taki sposob, że przypomina on teraz raczej plac defilad. Kostka zajęła połowę przestrzeni ogrodu. W chwili obecnej dawny ogrod Giliberta stracił swoj dawny intymny urok. Zrobiło się nieprzytulnie, mimo że wysadzono tu nowe gatunki drzew.

Przy okazji władze zabrali się za uporządkowanie uroczego zakątku Horodnicy, Szwajcarskiej doliny z rzeczką Horodniczanką, nad ktorą pojawiły się nowe mosty i ścieżki. Brzegi Horodniczanki, przecinającej ogrod, zabetonowano chodnikami, w niektorych miejscach „dekorując” koryto szpetnymi betonowymi zaporami. W ogrodzie ustanowiono ławki, o ktorych „artystycznej treści” wolę nie mowić. Słodkie brązowo-cytrynowe ogrodzenie, otaczające teren, nie harmonizowało z otoczeniem, raczej kłociło się z ukształtowanym krajobrazowo-architektonicznym środowiskiem Grodna.

Na ulicy Orzeszkowej, przylegającej do ogrodu miejskiego, przesunięto chodnik kosztem terenu dawnego ogrodu. No coż! Grodno stopniowo zaczęło się przekształcać w wystawę wzorow krasnosielskiej fabryki materiałow budowlanych – zaczęto mowić w mieście. Miasteczko Krasnosielskie, co pod Wołkowyskiem, dawniej znane z zabytkowych neolitycznych kopalnie krzemienia, wrociło na karty historii nadniemeńskiego regionu tym razem ze względu na faworyzowaną przez władze krasnosielską fabrykę, produkującą materiały budowlane.

W tym miejscu pozwolę sobie na kolejną drobną dygresję. Czy Grodno zasługuje być zalanym betonem i artystycznymi formami w duchu poźnego Breżniewa, czy małe formy architektoniczne w ogrodzie nie należałoby dopasować do jeszcze nie do końca skradzionych przez urzędnikow miejskich secesyjnych balkonikow i ogrodzeń, do ukształtowanych na przełomie XIX i XX w. form architektonicznych ulicy Orzeskowej? Jak pokazało życie, nie zasługuje. Chodzi przecież nie tyle o merytoryczne podejście do spraw uporządkowania miasta, lecz o ścieranie się dwoch wzajemnie wykluczających się opcji światopoglądowych, dwoch systemow wartości: sowieckiego i europejskiego.

W takieto sposob pochowano pomysł odrodzenia jednego z najstarszych ogrodow botanicznych w Europie. Jak się poźniej okazało, zakusy władz przybrały szerszy rozmach, a na realizacji pretensjonalnych planow nie poprzestano.

Plany „rekonstrukcji”

Od parę dobrych lat w Grodnie się mowiło o snutych w gabinetach miejscowej władzy planach rekonstrukcji miasta, ktorej elementem miało być odciążenie wąskich i zatłoczonych ulic miasta od ruchu komunikacyjnego. Słuszny pomysł. Logika podpowiadałaby, iż w takiej sytuacji warto wybudować obwodnicę, pierścień komunikacyjny, otaczający miasto. Nie będzie zmyślać, może takie rozwiązanie na odpowiednim szczeblu i było rozważane. Aczkolwiek zapowiedziano, iż poprawa warunkow ruchu w mieście zostanie dokonana poprzez budowę drogi, ktora ma biegnąć … poprzez historyczne centrum miasta (!) – dawny ratuszowy Rynek. Co gorsze, jedna z najstarszych ulic magdeburskiego miasta, ulica Batorego (znana dawniej jako Mieszczańska), poszerzona według oficjalnego projektu będzie w czteropasmowkę (!), pod ktorą w miejscu zrujnowanego pałacu Radziwiłłow miało być zbudowane przejście podziemne (!). Chodniki pokryje kostka brukowa o nazwie „Stare miasto” (co moim zdaniem jest cynizmem!).

Stało się jasnym, że realizacja tych „ambitnych” planow automatycznie pociągnie ingerencje w układ przestrzenny starowki grodzieńskiej, zniszczenie zabytkow archeologicznych i zepchnięcie na dalszy plan możliwości prawdziwej rekonstrukcji zabudowy środmieścia Grodna. W ostatnim wywiadzie z dnia 26 kwietnia b.r. mer miasta podkreślił, że na odnowienie starowki brakuje pieniędzy i sprawa restauracji ratusza ma poczekać do lepszych czasow. A więc nie ma środkow także na kosztowne badania archeologiczne. Zostaje więc wymiana nawierzchni jezdni i chodnikow, ktora władze hucznie nazywają rekonstrukcją. Nie sposob się powstrzymać, by nie zacytować nieobojętnego grodzieńskiego internautę, ktory trafił w sedno sprawy: dla władz kultura kojarzy sę jedynie z nowymi brukami i asfaltem.

Grodna nie założono na „surowym korzeniu”, nie wytyczono ulic na planie szachownicy. Przestrzeń uliczna miasta kształtowała się przez wieki żywiołowo, z uwzględnieniem malowniczego ukształtowania terenu: wzniesień, na ktorych budowano obiekty sakralne, układu hydrograficznego (Niemna i jego dopływow). Na tym polega urok tego miasta. Jego przestrzenny plan posiada dobrze czytelne układy: najstarszy z radialną siecią ulic z zamkowymi wzgorzami oraz powstałą w dobie nowożytnej kompozycję z pewnymi cechami regularności. Na tym obszarze wzniesiono ratusz, liczne obiekty użyteczności publicznej oraz zespoły sakralne. A więc, krajobraz miasta charakteryzował się ukształtowaną siecią wąskich ulic i zwartą zabudową. Oznaczałoby to, że prace budowlane naruszą i zniszczą sformowany na przestrzeni wiekow układ przestrzenny.

Skąd wiec się rodzą wspomniane oryginalne pomysły? Czy państwo białoruskie, ktore ze stoickim spokojem odebrało wieści o trzykrotnej podwyżce ceny ropy naftowej, nie stać na budowę obwodnicy, ktora by została wytyczona na obrzeżach miasta? W 2005 r., jak na to wskazują oficjalne statystyki, wzrost gospodarczy na Białorusi wyniosł 11 %. Czyżby tak zawrotnie imponujące tempo gospodarcze świadczyłyby o braku środkow finansowych na takie błahe przedsiębiorstwo w skali całego kraju, ktore stać na budowę licznych lodowisk, organizację propagandowych impez muzycznych z udziałem gwiazd rosyjskiego dyskopolo, corocznych dożynek, finansowanie służb bezpieczeństwa i porządku publicznego?

W mieście te zamiary odebrano z niepokojem. W oficjalnej fgrodzieńskiej i stołecznej prasie zaczęły się pojawiać publikacje z propozycjami innych rozwiązań i opamiętania się. We wrześniu 2005 inteligencja grodzieńska zwrociła się do władz miasta z memorandum, w ktorym przypominano, ze rekonstrukcja starego Grodna jest wielkim wyzwaniem dla tych, kto ją przeprowadza, ponieważ jeszcze w 1988 г. Rada Ministrow BSRR uznała starowkę Grodna za urbanistyczno-architektoniczny zabytek. W piśmie kontynuowano, że podjęciu podobnych decyzji mają towarzyszyć prace badawcze, ponieważ warstwy archeologiczne, zniszczone w trakcie prac budowlanych, pozbawią nas jedyne niepowtarzalnej szansy dowiedzieć się o tym, jak żyli nasi przodkowie. Autorzy listu zaproponowali zorganizować szeroka dyskusję, założyć społeczny fachowy komitet doradczy, mogący „konsultować władze miejskie”, opracować plan restauracji starowki Grodna. Tekst memorandum wydawał się być napisany dostępnie i przejrzyście.

W tym miejscu uważam za stosowne zacytować jeszcze jedną osobę, ktorej głos ze względu na swoj autorytet mogłby przemowić do obecnie „panujących” w mieście. Nasz kraj uczyni wszystko w celu zachowania wybitnych pomnikow kultury, ktore pozostawiły dla nas przodkowie, by mogły z nimi zapoznać się mieszkańcy rożnych krajow świata - latem 2002 roku z dumą powiedział na spotkaniu z dyrektorem generalnym UNESCO Koitiro Macuurą Aleksander Łukaszenko.

A jednak, stało się po myśli władz miasta. Wiosną 2005 r. rozpoczęto prace budowlane. W ciągu kilku dni budowlańcy zlikwidowali stary skwer w samym centrum, rozbity po wojnie na miejscu jednej ze zniszczonych dzielnic. Archeolodzy dostąpili zaszczytu przeprowadzenia wykopalisk w południowej części dawnego ratuszowego Rynku, ktore nie sposob uznać nawet za rozpoznawcze, bowiem objęły mizerną część terenu. Dokładnie 50 m. kw. W trakcie wykopalisk odkryto jedynie część fundamentow zniszczonego podczas drugiej wojny światowej pałacu Radziwiłłow.

Dalsze „wykopaliska” robotnicy kontynuowali koparkami. Stałem zresztą nad jednym takim czerpakiem, ktory na moich oczach niszczył rożnorodny „średniowieczny chłam”, w tym i ocalałe dolne części jednej z kamienic. Po pewnym czasie wobec braku środkow dalszych prac zaprzestano.

Władze nie probowały upozorować ani zasięgania opinii fachowcow, ani uwzględniać podstaw prawnych. A oto one. Działalność odnośnie obiektow archeologicznych na Białorusi reguluje ustawa "O ochronie historyczno-kulturalnej dziedzictwa” z 1992 r. oraz podpisana w 1996 r. Europejska Konwencja o Ochronie Dziedzictwa Archeologicznego, na mocy ktorej władze są zobowiązani zapewniać finansowe wsparcie dla badań archeologicznych na szczeblu regionalnym. W 2002 r. Rada Ministrow Białorusi przyjęła rozporządzenie o ochronie archeologicznych dobr kultury w trakcie przeprowadzenia prac ziemnych i budowlanych, na ktorej mocy osoby publiczne, nie uwzględniające zasady ochrony obiektow archeologicznych, ponoszą odpowiedzialność zgodnie z prawem Republiki Białoruś. Dokument przewiduje ustalenie nie zarejestrowanych obiektow archeologicznych, ich ewidencję i zbadanie naukowe, ktore ma poprzedzać realizację planow inwestycyjnych.

Zauważmy, ze w styczniu 2006 r. zastępca naczelnika Departamentu do spraw ochrony historyczno-kulturalnej spuścizny Ministerstwa Kultury Białorusi Ihar Czarniauski zalecił, by wszystkie rozwiązania inżynieryjne i prace budowlane uwzględniały wyniki poprzedzających badań archeologicznych.

W tym czasie z ust „ojcow miasta” płynęły słodkie zapewnienia o szlachetncych zamiarach i usypiająca dezinformacja. Z oficjalnej strony komitetu wykonawczego obwodu grodzieńskiego (http://www.region.grodno.by/regions/18.shtml) można się dowiedzieć o tym, że Grodno jest najbardziej unikalnym wśrod miast Białorusi … tu się zachowały liczne zabytki historyczne. I dalej parę frazesow o „postępach”, iż w Grodnie są prowadzone poszukiwania sposobow zachowania zespołu architektonicznego starowki, zaś zabytki, nadające miastu koloryt … są odnawiane. Unikalny tekst. Mer Antonienko, autor tego tekstu, zapomniał, prawda, o błahostkach, braku pracowni konserwacji zabytkow w mieście, kilku zniszczonych zabytkowych obiektach w centrum miasta. Rewelacyjny przykład typowo sowieckiej demagogii.

Na początku kwietnia 2006 roku Grodno z wizytą oficjalną odwiedził prezydent Aleksander Łukaszenko. Nic jeszcze wtedy nie zwiastowało nagłego obrotu wydarzeń w sprawie pozornej rekonstrukcji centrum miasta.

Jeden z moich grodzieńskich kolegow-historykow, ktory ze zrozumiałych względow wylądował poza burtą panstwowej uczelni (skuteczna metoda usuwania niepoprawnie myślących od młodzieży studenckiej) pewnego razu trafnie i lakonicznie zauważył: Z tym reżymem nie da się dogadać. I miał absolutną rację.

6 kwietnia 2006

Tego dnia na dawnym Rynku ratuszowym pojawiły się buldożery i koparki. Prace ruszyły z wielkim rozmachem. Prowadzone są w zastraszająco szybkim tempie, nawet poźnym wieczorem, w pośpiechu. Jedna moja znajoma z przerażeniem zauważyła: Wkrotce plac Sowiecki stanie się sowieckim nie tylko z nazwy, lecz z treści.

Uwagi i propozycje inteligencji potraktowano w sposob marginesowy. Prace budowlane rozpoczęto bez sporządzenia dokumentacji historycznej, gruntownych badań archeologicznych, w tym pomiarow zachowanych piwnic byłych kamienic, bez należytego nadzoru. Bez wstępnych i wnikliwych prac badawczych w parę dni zniszczono fundamenty kilku nowożytnych kamienic, dawnych hal targowych, narożną część fundamentow byłego ratusza, bruki z nadpisami Magistrat miasta Grodna і Z(arząd) M(iasta) G(rodna). W dawnym Rynku zrobiono olbrzymi 200-metrowy wykop szerokości 2 m i głębokości 3,5 m.

Aczkolwiek wśrod fachowcow można się spotkać z akcentami optymistycznymi. Zdaniem archeologa Hienadzia Siemianczuka i architekta Aleksandra Sacharczuka nowa nawierzchnia zakonserwuje stare fundamenty, co w przyszłości pozwoli na przeprowadzenie prawdziwej rekonstrukcji zabudowy historycznego miasta.

Sprobujmy odpowiedzieć na jedno pytanie. Z czego wynikają wznowienie i zawrotne tempo prac budowlanych? Odpowiedź w tym przypadku nie jest trudna. Na początku czerwca b.r. w Grodnie ma się odbyć festiwal kultur mniejszości narodowych. Całkiem prawdopodobne, że imprezę raczy odwiedzić prezydent. Dlatego trzeba się spieszyć!

Kolejna sowiecka „pokazucha”. Skąd pochodzą fascynacje czteropasmowkami w historycznym sercu miasta? Odpowiedź jest nadzwyczaj prosta. „Ojcowie miasta” marzą o grodzieńskim Arbacie! Irracjonalna fascynacja szerokimi petersburskimi i moskiewskimi alejami i prospektami, w ogole wektorem rosyjskim jest cechą mentalności białoruskich homo sovieticusow. Innymi słowy jedynym wzorcem do naśladowania jest kultura radziecko-rosyjska! I jeszcze. Wynikają one z przeświadczenia o swojej nieomylności i wszechwiedzy. Pojęcie konserwacji zabytkow i klasycznej rekonstrukcji dla tego gatunku urzędnikow ustępuje na ostatni plan. Bezkresna przestrzeń kształtuje wyobraźnię! I oczywiście, sprawa pierwszoplanowa!

Reakcja mieszkańcow miasta była błyskawiczna. Na grodzieńskim blogu http://s13.ru/ pojawiły się telefony do mera miasta Antonienki i wojewody Sawczenki. Podejrzewam, nikt do nich nie miał ochoty dzwonić. Z kolei stronę internetową komitetu wykonawczego obwodu grodzieńskiego zasypano listami: Nie trzeba przekształcać krolewskie miasto w mohylewski fabryczny zaułek! Zaprzestańcie! Hańba! New Mohylew! Turystę nie przyciągniesz rownymi szeregami kostki brukowej! Nie można budować przyszłości naszego kraju, dewastując zabytki naszej przyszłości!

Jedynym rozwiązaniem w tej sytuacji stało się przeprowadzenie wykopalisk o charakterze ratowniczym w ekspresowym tempie, czego dokonali licealiści, studenci i entuzjaści, sprawdzając każdy metr ziemi „przed nosem” koparek. Nie były to więc wykopaliska z prawdziwego zdarzenia, lecz spontaniczna akcja ratowania reliktow kultury archeologicznej, w ktorą zaangażowała się inteligencja i młodzież.

W połowie kwietnia b.r. inspekcja Departamentu do spraw ochrony historyczno-kulturalnej spuścizny Ministerstwa Kultury ujawniała liczne naruszenia, dokonane podczas „rekonstrukcji”, przede wszystkim bezlitosne niszczenie warstw archeologicznych. Dopiero po tej interwencji na imię prezesa obwodowego komitetu wykonawczego W. Sawczenki i do grodzieńskich biur projektowych skierowano odpowiednie pisma ze wskazaniem na rażące łamanie prawa, podpisano umowę z archeologiem Hienadziem Siemianczukiem, ktory miał nadzorować te prace.

Tego samego dnia, gdy minister kultury podpisywał zalecenie o konieczności przeprowadzenia badań archeologicznych, miały być zniszczone fundamenty oficyny pałacu Radziwiłłow.

Drogę koparce zagrodziła grupa młodzieży z Grodna, organizowana przez Walerego Ruselika i członkow mińskiego centrum „Etna”, dzięki interwencji ktorych nie doszło do zniszczenia części pałacowych fundamentow. Po gwałtownych sprzeciwach władze zrezygnowały z pomysłu budowy przejścia podziemnego poprzez piwnice pałacu Radziwiłłow, zaś głowny architekt projektu Zacharczuk oświadczył o zmianie projektu.

Ten, kto miał bronić kultury, ja niszczy. A należałoby przypomnieć, iż zgodnie z Europejską Konwencją o Ochronie Dziedzictwa Archeologicznego właśnie władze mają zapobiegać nielegalnym wykopaliskom, zapewnić naukowy sposob ich przeprowadzania.

25 kwietnia b.r. informacja o Grodnie pojawiła się w kontrolowanej przez władze telewizji BT. Spiker, relacjonujący odbywającą się rekonstrukcję, „zrobił odkrycie”, że podczas prac natrafiono na „podziemne piwnice średniowiecznego miasta”.

W wywiadzie prasowym z dnia 26 kwietnia b. r., udzielonym państwowej gazecie „Hrodzienskaja Prauda" (urzędnikom państwowym nie wolno udzielać wywiadow przedstawicielom prasy opozycyjnej) mer Grodna Antonienko podkreślił, że piwnice ratusza i innych budynkow w trakcie robot rekonstrukcyjnych zostaną zakonserwowane, co stwarza podstawy do ich odnowienia (!) w przyszłości. Ta uwaga nie świadczy w żadnym razie o zamiłowaniu spuścizną miasta, lecz o sofistycznej umiejętnością szybkiego przestawienia się i metamorfozie poglądow, wynikających z presji opinii publicznej.

Kontynuując, mer Grodna zagwarantował, że nowa nawierzchnia w dawnym Rynku napewno przetrwa 5-6 (!?) lat. W tym miejscu jestem zmuszony przerwać ten radosny raport i jeszcze raz pozwolę sobie cofnąć się w tak nielubianą przez obecne władze doradziecką przeszłość. Ulice miasta były wybrukowane jeszcze w latach 30. XX w. Mowię o tym nie dlatego, że kieruje się chęcią przypodobania się, lecz dlatego, że wspomniana, jak się mowi w Grodnie „z polskich czasow”, nawierzchnia chodnikow przetrwała aż do dnia dzisiejszego (!). I na pewno mogłaby posłużyć jeszcze przez parę dobrych lat.

W tym że wywiadzie mer Grodna, komentując prace rekonstrukcyjne, stwierdził, że w ich trakcie nie doszło do żadnych sensacyjnych odkryć archeologicznych. Rozumiem, gdyby stwierdzał to archeolog, zaś nie urzędnik. Dlatego pozwolę zapytać, o jakich sensacjach mowa? O grobach faraonow czy o pełnych piastrow galeonach piratow? W dobie nowożytnej dzielnica miasta, ktora rozciągała się od południowych posesji Rynku w kierunku klasztoru bernardynow, należała do prestiżowych. W XVII-XVIII w. właścicielami posesji byli Radziwiłłowie, landwojt Hanus Paulsen, na jednym z placow stała kamienica prezydenta miasta Tadeusza Klawy, wojtow Stefana Eustachego Aleksandrowicza i Jozefa Zielińskiego.

A więc można zakładać, że dzięki badaniom archeologicznym można byłoby się dowiedzieć o charakterze zagospodarowania miasta, gospodarce i kulturze materialnej, owczesnych technikach budownictwa, wystroju plastycznym fasad i wnętrz kamienic, wreszcie o życiu codziennym mieszkańcow miasta. Badania umożliwiłyby zgromadzenie autentycznych, nieznanych dotąd informacji o dziejach miasta.

Wykaz zniszczeń grodzieńskiej starowki nie napawa optymizmem, jest wręcz przerażający. Czy do czegoś podobnego mogło dojść w XXI wieku? Według materiałow, rozmieszczonych na stronie harodnia.com, prace „rekonstrukcyjne” objęły 20000 m. kw. (!) Bez przeprowadzenia odpowiednich badań w historycznym sercu miasta zniszczono fundamenty nowożytnych kamienic. Częściowo zahaczono o fundamenty ratusza i dawnych rynkowych kramow, zlikwidowano nowożytne bruki. Nie można wykluczyć, że w trakcie robot mogło dojść do zniszczenia najstarszego wodociągu miejskiego, budowę ktorego na początku XVII w. sfinansował burmistrz grodzieński Hanus Fandenberk.

Posłowie

Skoro się powiedziało „a”, to, nie ma wyboru, należy powiedzieć i „b”. Przyszłościowe plany władz obejmują rozbiorkę zabudowy w samym centrum miasta na ul. Wielkiej Trojeckiej (dawna dzielnica żydowska), planowana restauracja cerkwi na Kołoży, wzniesionej w XII w. Nie chciałbym grac na uczuciach i sentymentach Polakow, szczegolnie starszego pokolenia. A jednak. W listopadzie 2005 r. władze zapowiedziały wyburzenie 28 domow dzielnicy na ul. Mickiewicza, Gorkiego, 17 września. Oblicze tej dzielnicy, ostatecznie sformowanej w latach międzywojnia, cechują rzadkie zabytki architektury funkcjonalizmu. A wiec zanosi się na wycięcie ze spuścizny miasta całej epoki.

Kończąc swoje rozważania, odpowiem jeszcze na jedno pytanie, ktore bez wątpienia mogło się pojawić u czytelnika. Jaki cel miała publikacja tego artykułu w prasie polskiej? Odpowiem. Dla proby nagłośnienia sprawy za granicą. Przecież dzięki takim apelom i publikacjom w prasie zachodniej, w 1940 r. udało się udaremnić probę wysadzenia zamku w Warszawie. Cechę specyficzną Białorusi stanowi fakt uchwalenia ustaw i przyjmowania postanowień, ktore nie działają wobec braku mechanizmow ich realizacji i samowoli pionow autorytarnej władzy.

Moim zdaniem, grodzieńskie wydarzenia obrazują codzienne życie Białorusi „od podszewki”. „Rekonstrukcyjne” zapędy mohylewskiej ekipy, przeistaczające się w niszczenie kultury Grodna, stanowią przykład zderzenia dwoch typow mentalności i zespołow wartości kulturowych, zwolennikow radzieckiego come back’u i reprezentantow demokratycznych wartości państwa prawa i europejskiej opcji, traktujących kulturę Białorusi jako element szeroko pojętej spuścizny kontynentu.

I jeszcze. Daleki jestem od pompatycznego uniesienia. Chcę jedynie powiedzieć, że osobiście jestem dumny z tych młodych ludzi, ktory stawili czoło niełatwemu wezwaniu. Grodzieńskie zmagania za kulturowe dziedzictwo miasta pokazują zarowno siłę ludzkiej solidarności, jak rownież fakt odwoływania się do świadomości historycznej, bez ktorej nie sposob wyobrazić budowanie tożsamości narodowej. Wreszcie świadczą one o kształtującym się społeczeństwie obywatelskim na Białorusi, tworzonym przez ludzi nieobojętnych losem swego kraju oraz swojej małej Ojczyzny.

Jerzy Gordziejew
białorutenoznawca
adiunkt w Instytucie Rosji i Europy Wschodniej UJ

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież

Scroll to top