Podziwiając zabytki architektury naszego miasta – wspaniałe cerkwie i kościoły, pałace i budynki publiczne rzadko sobie zdajemy sprawę z tego o ile ciężką i pracochłonną sprawą było sto lub dwieście lat temu przygotowanie wszystkich niezbędnych materiałów do ich budownictwa.

Materiały budowlane chociaż leżały pod nogami, ale trzeba było ich odpowiednim czynem opracować i dostarczyć do miejsc budowli. Dla tego dzisiaj opowiemy o zakładach budowniczych Grodna.

    Wszystkie niezbędne do budownictwa materiały grodnianie zdobywali w okolicach miasta. Tak było do przykładu z wapniem, który kiedyś był ważniejszym zamiennikiem współczesnego cementu. Prawie każdy grodnianin zna o Górach Kredowych około Pyszek. Są to teraz zarośnięte lasem wzgórza przy brzegu Niemna a jeszcze w połowie XIX wieku było tu pełno życia. Zygmunt Gloger pozostawił dla nas kosztowną relacje o wyglądzie tych miejsc w latach 1870-ch: „Dalej przybyliśmy do kopalni wapna, zwanej Miołą lub Mieławcem (od miału kredowego). Jest to wzgórze wapienne, dawniejszej niż dolina rzeczna formacji, w której Niemen wydrążył sobie na przełaj koryto. Pokłady wapna wznoszą się na kilkanaście sążni nad poziom wody na brzegu prawym i tu właśnie w stoku góry znajduje się kopalnia, jako wielka kotlina śnieżnej białości, ożywiona pracą kilkudziesięciu ludzi, oprawiona w malownicze ramy zieloności lasu i zarośli. Robotnicy, jedni łamali białą, wilgotną opokę, inni taczkowali śnieżne bryły na brzeg Niemna, gdzie układali je w szychty, z których po wyschnięciu ładuje się wapno na statki lub wozy. Właśnie przy kopalni zastaliśmy bat naładowany kilkuset korcami tego wapna, mający płynąć z Niemna na „kanał augustowski” do Augustowa.”

 

redowe koło Grodna, o których pisał Z. Gloger. Lata 1930-te.
Gory Kredowe koło Grodna, o których pisał Z. Gloger. Lata 1930-te.


    Podobnie sytuacja wyglądała i z cegłą. Trzeba było tylko wyszukać jak najbliżej od miejsca zaplanowanego budownictwa pokłady gliny i można było zakładać cegielnię. Pierwsze cegielnie wyglądali bardzo prosto. Budowano piec dla wypalania cegły a także kilka placówek dla jej suszenia (często pod jakimś prostym nakryciem). Te niepokaźne na pierwszy rzut oka przedsiębiorstwa zabezpieczali miasto tysiącami sztuk cegły, tak niezbędnej zwłaszcza przy budownictwie wielkich klasztorów i kościołów. Mianowicie dla tego jezuici, bernardyni i brygidki grodzieńskie mieli w posiadaniu własne cegielnie a metropolita unicki miał ich nawet cztery.

    Technologia robienia cegły mało się zmieniła nawet w XIX st. Cegła pozostawała dość drogim materiałem budowlanym i jeszcze na początku lat 80-tych XIX st. większość domów w Grodnie budowano z drewna. Ciasna drewniana zabudowa ulic była bardzo niebezpieczna pod względem częstych pożarów. Ostatni wielki pożar Grodna odbył się latem 1885 r. Wtedy spłonęła literalnie połowa budynków grodu nad Niemnem. Trzeba było odbudowywać miasto! W dodatku jeszcze i władza rosyjska wzbroniła budownictwo domów z drzewna na centralnych ulicach miast gubernialnych. Wtedy akurat nastąpił czas najznakomitszej cegielni grodzieńskiej – Stanisławowo.

 

Tak jeszcze w latach 1930-ch suszono wapno w okolicach Grodna. Foto z kolekcji Feliksa Woroszylskiego.
Tak jeszcze w latach 1930-ch suszono wapno w okolicach Grodna. Foto z kolekcji Feliksa Woroszylskiego.


    Niewielka wytwórnia cegły istniała na ziemiach byłej królewskiej rezydencji Stanisławowo co najmniej od roku 1820, ale możliwie że była założona jeszcze za czasów Antoniego Tyzenhauza. Jednak jej rozkwit jest związany z rodem Druckich-Lubieckich, którzy byli gospodarzami Stanisławowo od 1814 aż do 1939 r. Cegielnia korzystała z bogatych pokładów gliny w trójkącie teraźniejszych ulic Dubko – Dzierżyńskiego – Puszkina. Glina ta miała charakterystyczny żółty kolor, dla tego i cegła z niej robiona miała takie same żółte odcienie.

    W roku 1886 cegielnia miała już własny murowany budynek, silnik parowy o mocy osiem sił końskich. Fabryka produkowała około 100 tysięcy cegieł rocznie, a od początku XX st. także gliniane płytki i rury, betonowe schody zdobione mozaiką i dużo innych potrzebnych w budownictwie materiałów. Specyfika pracy związanej z wydobywaniem gliny pozwalała pracować tylko latem – w ciągu 125 – 140 dni rocznie.

    Niedługo po pożarze 1885 r. Drucko-Lubeckie zdecydowali się na poszerzenie swojego interesu w strefie produkcji materiałów budowlanych. Akurat przy kolei niedaleko od dworca grodzieńskiego założył kaflarnie. Grodnianie od dawna używali kafli do zdobienia pieców w swoich domach i umieli robić bardzo dobre kafle. Prawie w każdym miejscu starego Grodna archeolodzy odnajdują resztki kafli z XVI – XVIII stulecia a przy ulicy Wielkiej Trojeckiej kilkanaście lat temu odkopali nawet pracownie kaflarza sprzed czterystu lat. A jednak kaflarnia Stanisławowska była już całkiem nowoczesnym jak na drugą połowę XIX stulecia zakładem przemysłowym.

 

Cegielnia „Stanisławów”. Lata 1930-te. Foto z kolekcji Feliksa Woroszylskiego.
Cegielnia „Stanisławów”. Lata 1930-te. Foto z kolekcji Feliksa Woroszylskiego.


    Robienie kafli było podobne do robienia cegły, ale wymagało kilku dodatkowych czynności. Najpierw trzeba było zrobić kafle. Składała się ona z dwóch części: przedniej, zdobionej czy gładkiej, i odwrotnej, która przypominała gardło dzbana i przy pomocy której kafle mocowano do ściany pieca. Przednią część odbijano przy pomocy drewnianej formy, przymocowywano do niej ramę (tak się nazywała odwrotna część) i później jakiś czas suszono na słońcu. Po parę dniach kafle podprawiano i wsadzano do pieca. Jednak jeśli chciano zrobić kafle o błyszczącej gładkiej powierzchni, to jeszcze trzeba było przygotować glazurę – polewę. Polewę, która była dość skomplikowaną mieszanką różnych chemicznych materiałów (często dość szkodliwych dla zdrowia) tłuczono specjalnymi narzędziami a później rozpuszczano. Już opalone kafle wyjmowano z pieca, oczyszczano i segregowano. Jeśli kafla pękała czy była osmalona, to nie nadawała się do polewania. Dobrą kafle brano do ręki i majster prosto z kubka polewał ją polewą. Była to bardzo skomplikowana, robiona na początku XX st. wyłącznie odręcznie robota. Taką kafle znów opalano w piecu i już można było cieszyć się błyszczącym malunkiem na niej.

    Warunki pracy na przedsiębiorstwach Drucko-Lubieckich były dość ciężkie. Cegłę na początku XX st. już robiono przy pomocy specjalnego prasa, a jednak ostatnie czynności wymagały dużej siły fizycznej. Dla tego zadziwia ten fakt,  że obok mężczyzn w ciągu dziesięciu godzin na dobę pracowało na fabrykach kilkanaście kobiet. Ogólna ilość pracowników cegielni i kaflarni Stanisławowskiej na początku XX st. przekraczała sto człowiek. Co prawda parę lat później do Stanisławowo prowadziła już kolejka wąskotorowa co bardzo uprościło proces dostarczania produkcji do Grodna i innych miejscowości. Nie ma wątpienia, że Drucko-Lubieccy troszczyli się o swoich pracowników w większym stopniu, niż ktokolwiek inny z przedsiębiorców grodzieńskich. Nieprzemijającym tego świadectwem są śliczne parterowe domki przy teraźniejszej ulicy Jana Kochanowskiego, wybudowane na początku XX wieku dla pracowników cegielni i kaflarni. Chociaż poprzerabiane przez późniejszych mieszkańców do dziś zadziwiają swoim autentyzmem i oryginalnością kształtów. Już w czasach międzywojennych ciężko pracując na fabryce grodnianin Stanisław Wołkanowski chociaż po latach, ale wybudował dla siebie dom przy ulicy Grandzickiej, który od razu po wrześniu 1939 r. był nacjonalizowany przez władzę sowiecką.

Znak firmowy cegielni Stanisławowskiej. Lata 1930-te.
Znak firmowy cegielni Stanisławowskiej. Lata 1930-te.


    Pod koniec lat 1930-ch Zakłady przemysłowe księcia Jana Druckiego-Lubieckiego byli prawe całkowitym monopolistą w sprawie produkcji materiałów budowlanych dla potrzeb Grodna. W przedstawicielstwie firmy na Placu Teatralnym, 6 (teraz Plac Tyzenhauza) można było zamówić kafle piecowe i ornamenty, wanny kaflowe, ceramiki na zamówienie, cegły ręczne i prasowane a także wiele innych materiałów dla budowania i zdobienia swojego domu. Faktycznie jedynym konkurentem cegielni Stanisławowo w czasach międzywojennych pozostała cegielnia Arkina przy ulicy Bazyliańskiej, 39a (teraz Lermontowa). Cegielni w tym rejonie miasta istniały od bardzo dawna i zawdzięczały to pokładom dobrej gliny w tej miejscowości, nawet jedna z tutejszych ulic miała nazwę Gliniana (od połowy lat 1930-ch ulica Żwirki a od roku 1939 – Czkałowa). Może akurat tą glinę wykorzystano dla robienia plinty (starodawnej cegły), z której wymurowano cerkiew na Kołoży.

Kaflarnia Stanisławowska przy ulicy Czerwonoarmiejskiej. Stan obecny.
Kaflarnia Stanisławowska przy ulicy Czerwonoarmiejskiej. Stan obecny.


    Po wrześniu 1939 r. wszystkie zakłady budowlane znacjonalizowano a już po wojnie, na początku lat 1960-ch wyniesiono poza granicy miasta w rejon ulicy Gorkiego. Jeszcze kilkadziesiąt lat budynki byłej znakomitej cegielni Stanisławowo przy ulicy Dzierżyńskiego świeciły pustkami aż dopóki na początku XXI wieku ich całkiem nie zrujnowano. Do dnia dzisiejszego świadkami rozkwitu przemysłu budowniczego w mieście pozostali tylko zbudowania kaflarni Stanisławowo przy ulicy Czerwonoarmiejskiej, resztki cegielni Arkina przy ulicy Lermontowa a także kilka domów, zbudowanych dla pracowników Zakładów Drucko-Lubieckich przy ulicy Kochanowskiego i zaułku Dzierżyńskiego. Wszystkie wyżej wzmiankowane zabytki mogą być zniszczone już w ciągu kilku następnych lat. Nikt nawet nie planuje zachować dla historii chociaż by jedno z mieść gzie powstawała zwyczajna cegła bez której jednak nie było by naszego wspaniałego miasta.  

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież

Scroll to top